O cyganie i czerwonym wężu

Był sobie stary Cygan Phuro. Miał on dwóch synów. Młodszy, tak jak i jego ojciec był pracowity, życzliwy ludziom i zwierzętom, a starszy zły i leniwy. Miał także stary Phuro konie i wóz. Były mu one bardzo potrzebne, bo jak to z Cyganami bywa, Phuro i jego synowie ciągle byli w drodze. Cyganie przecież kochają wędrówki.

Chcecie wiedzieć, co im się przytrafiło? Jeżeli tak, to posłuchajcie.

 

Końmi powozili na zmianę bracia, raz jeden, a następnego dnia drugi. Tak między sobą ustalili, żeby nie było kłótni.

Pewnego dnia powoził młodszy z braci. Dzień był upalny, droga ciężka, dlatego nie zdziwi Was to, że wkrótce zasnął. Obudził się na rozstajach dróg. Jedna droga prowadziła w prawo, druga w lewo, a konie stały jak zaklęte i nie chciały dalej iść. Cygan zeskoczył z wozu, żeby zobaczyć co się stało. Wokół jednego z kół owinął się wielki czerwony wąż.

Myślicie, że młodszy syn się przestraszył? Nie macie racji. Nie tylko się nie przestraszył, ale jeszcze poczęstował węża kawałkiem mięsa, który miał w plecaku. Najedzony wąż ześlizgnął się na ziemię.

I tu zaczynają się czary. Wąż bowiem przemówił ludzkim głosem.
– Nie jestem zwyczajnym wężem – rzekł. – Jestem dobrym duchem czuwającym nad bezpieczeństwem cygańskich wędrówek. Wybierzcie lepiej drogę wiodącą w lewo.

Jak wąż powiedział, tak młodszy syn zrobił. Wiecie przecież, że był on bardzo życzliwy zwierzętom i miał do nich zaufanie. Droga była wygodna i bezpieczna. Szybko dotarli na piękną leśną polanę, gdzie rozbili obóz.

 

Następnego dnia powoził starszy syn. Jego również zmorzył sen. I tak jak brat obudził się na rozstajach dróg. Pewnie zaraz powiecie, że jedna droga wiodła w prawo, druga w lewo, konie stały jak zaklęte, a wokół jednego z kół owinięty był wielki czerwony wąż. Rzeczywiście tak było. Tylko w przeciwieństwie do brata…

Starszy syn chwycił za kij i zabił węża. W tej samej chwili wóz rozsypał się na drobne kawałeczki. Całe szczęście, że ojciec i młodszy syn się nie potłukli. Każdy przecież wie, że spadając z wysokiego wozu można się bardzo pokaleczyć i potłuc. Oni jednak upadli na pierzynę. Dobrze, że ją mieli. Jak się ciągle jest w drodze, tak jak Cyganie, to wozi się ze sobą i pościel i garnki i mnóstwo innych potrzebnych rzeczy.

Kiedy młodszy zobaczył co się stało, próbował uratować węża. Na próżno. Wąż był martwy. Jedyne co mógł zrobić, to pogrzebać węża na pięknej polanie.

Kiedy kopał grób usłyszał głos. Domyślacie się pewnie, że był to głos dobrego ducha.
– Dziękuję Ci za to co robisz. Ja nie umarłem. Twój brat zabił tylko węża. Opiekun cygańskich wędrówek nigdy nie umiera. Pochowaj ciało węża tu na polanie, a ja sprawię, że na jego grobie wyrośnie dąb. Dąb rodzący złote żołędzie. Sprzedawaj je i żyj ze swoim ojcem w dostatku. Nie chcę, żeby Ci kiedykolwiek było zimno i żebyś cierpiał głód. Pamiętaj jednak abyś nie sprzedał wszystkich żołędzi. Dwa z nich miej zawsze przy sobie. One wskażą Ci dobrą drogę.

I tak też się stało.

 

Odtąd stary Phuro z młodszym synem byli syci i szczęśliwi, a drogi, którymi podążali były szerokie, wygodne i bezpieczne. Na pewno spytacie co się stało ze starszym synem. Nie chciał pozostawać już dłużej z ojcem i bratem, którego tak naprawdę nigdy nie lubił, a teraz jeszcze był zazdrosny o jego bogactwo. Ruszył więc przed siebie, szedł tam gdzie go oczy poniosły.

Błądził po krętych dróżkach i mokradłach. Nieraz potykał się o wystające konary, czy wpadał do zimnych strumieni. Zabił nawet kilka węży i pochował je pod konarami rozłożystych dębów. Miał nadzieję, że dęby obrodzą złotymi żołędziami. Ale gdy potrząsał gałęziami, żeby strącić żołędzie, tylko zimne krople rosy spadały mu za kołnierz, a z korony drzew wylatywały spłoszone ptaki.

Czy podobała Wam się bajka? Mam nadzieję, że tak. Pamiętajcie! Sami nie karmcie spotkanych na węży. Mogą być jadowite. Nie zabijajcie ich! Po prostu pozwólcie im odejść.

 

Opowiadanie na podstawie baśni “O Cyganie i czerwonym wężu” Jerzego Ficowskiego ze zbioru baśni “Gałązka z Drzew Słońca”

ilustracje Agnieszka Cieślikowska