Dawno, dawno temu żyła sobie piękna dziewczyna. Była tak piękna, że powiadano, że jej piękność przewyższała blask księżyca.
Dumna była dziewczyna ze swej urody, jednak nie potrafiła się nią cieszyć. Ciągle dręczyła ją myśl, że kiedyś urodzi się inna, która będzie od niej piękniejsza. Dlatego też nie było dnia, żeby nie szukała potwierdzenia swojej piękności zarówno u ludzi, jak i u samego księżyca. Każdego wieczoru, kiedy na niebie skrzyły się miliony gwiazd, a księżyc lśnił swoim blaskiem, dziewczyna przyoblekłszy się w najpiękniejsze szaty i ozdoby, zwracała się do księżyca z pytaniem:
– O powiedz mi ty, który nadajesz blask nocy, czyż nie jestem najpiękniejsza na ziemi?
Mijały lata, a ona zawsze otrzymywała tą samą odpowiedź.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą na ziemi, a blask twojej urody przyćmiewa mój blask.
To były słowa, jakie zawsze chciała słyszeć.
Aż pewnej rozgwieżdżonej nocy… Niestety, stało się to, czego obawiała się całe swoje życie.
– Piękna jesteś o pani – rzekł księżyc – wkrótce jednak urodzisz córkę, której uroda przewyższy twoją.
Minęło kilka miesięcy. Na świat przyszła piękna dziewczynka o złotych włosach. Nazwano ją Jedjiga tzn. kwiat, ponieważ z każdym dniem jej uroda rozkwitała niczym delikatne, pachnące płatki rajskiego kwiatu.
Podziwiano piękne dziecko, a im bardziej je podziwiano, tym bardziej zazdrosna była jej matka. W swojej córce widziała wroga. Wroga, który gdy dorośnie będzie od niej piękniejszy. Mijały dni i lata, a ona nie myślała o niczym innym jak tylko o tym, jak do tego nie dopuścić. W jej głowie zrodził się sprytny plan pozbycia się córki.
Pewnego wieczoru, kiedy Jedjiga skończyła lat osiem, matka rzekła.
– Jutro będziemy tkały tkaninę. Pójdziemy za wioskę daleko w pole razem z sąsiadką. Na wzgórzu wbijemy w ziemię dwa słupy, a na nich przymocujemy na górze belkę. Na tym zamocujemy osnowę, a ty weźmiesz kłębek wełny i będziesz biegała z nim przeplatając wełnę przez nitki osnowy. Potrafisz chyba utrzymać kłębek. Jesteś już dużą dziewczynką.
Matka wiedziała, że Jedjiga nie będzie w stanie utrzymać wielkiego kłębka wełny, który wypadnie jej z ręki i potoczy się w las. Wiedziała też, że Jedjiga na pewno pobiegnie za kłębkiem.
Jak przewidywała, tak też się stało. Nie minęło wiele czasu od rozpoczęcia pracy, a ogromny kłębek potoczył w dół ze zbocza w stronę ciemnego lasu. Jedjiga pobiegła w ślad za toczącą się kulą.
Biegnąc przez las na swoich małych nóżkach, nie mogła dogonić rozpędzonego kłębka. Las stawał się coraz bardziej gęsty, coraz bardziej ciemny. Wkrótce rozpędzony kłębek zatrzymał się w kolczastych krzakach jeżyn rosnących nieopodal pieczary. Uradowana Jedjiga pochwyciła wełnę, jednak ku swojemu przerażeniu zobaczyła, że nici są porwane. Zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie sama wrócić do domu. Na dworze zaczynało się ściemniać. Znad wierzchołków drzew gdzieś w oddali świecił księżyc.
– Jest już ciemno – pomyślała – schowam się w pieczarze i przeczekam do świtu. Jutro może przy dziennym świetle uda mi się odnaleźć drogę.
Kiedy weszła do pieczary, zobaczyła tam wielkiego węża. Przestraszona powoli zaczęła się wycofywać. Jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy wąż przemówił do niej ludzkim głosem.
– Nie bój się dziewczynko. Nie zrobię ci krzywdy. Opowiedz mi lepiej, jak się tu dostałaś.
Kiedy Jedjiga skończyła swoją opowieść, wąż odgadł, że w ten sposób matka chciała pozbyć się dziewczynki.
Muszę wam wyjaśnić, że nie był to prawdziwy wąż. Kiedyś był to szczęśliwy mężczyzna, mający ukochaną żonę i dzieci. Pewnego razu idąc przez las nastąpił na węża, a ten chcąc go ukarać, przemienił jego ciało w ciało węża. Jednak jego serce wciąż było sercem dobrego i wrażliwego człowieka.
Ponieważ całym sercem współczuł małej dziewczynce rzekł.
– Jesteśmy w samym środku wielkiej dżungli, a ty nie wiesz jak nazywa się twoja wioska, ani jak do niej trafić. Zostań ze mną dziecko, a ja się tobą zaopiekuję. Zostaniesz u mnie tak długo, aż Allach da ci znać, że wybrał dla ciebie inną drogę wiodącą przez życie.
Jedjiga została.
Wąż był dla niej niczym troskliwy ojciec. Kiedy Jedjiga była mała niczego jej nie brakowało, ale kiedy podrosła, zaczęła tęsknić za ludźmi i słońcem. Chciała odkrywać świat, ale wąż nigdy nie pozwalał jej oddalać się od pieczary.
– Dla ludzi jestem bestią i ucieleśnieniem zła – tłumaczył jej, – jeśli mnie zobaczą będę chcieli mnie zabić. Nie oddalaj się od domu, abyś nie sprowadziła na nas jakiegoś nieszczęścia.
Musiał on jednak opuszczać pieczarę, aby zdobywać dla nich pożywienie. Jedjiga korzystała z tych chwil wolności, pamiętając, żeby wrócić do pieczary, zanim powróci przybrany ojciec.
Wkrótce w swoich wędrówkach po lesie zaczęła zapuszczać się coraz dalej. Nie raz podchodziła do miejsca, gdzie drwale wycinali w puszczy drzewa i z ukrycia patrzyła na ich pracę. Byli oni jedynymi ludźmi, jakich przecież widziała.
Niektórzy z nich zauważyli dziewczynę o złotych włosach oraz węża niosącego w swoich skrętach rozmaite owoce. Wkrótce po wioskach zaczęły krążyć na jej temat niesamowite opowieści. Dotarły one do uszu księcia, który całym sercem zapragnął wyjaśnić zagadkę tajemniczej leśnej wróżki.
Pewnego dnia książę zapuścił się na koniu w leśną gęstwinę. Wkrótce dotarł na skraj polany, gdzie drwale ostatnio wycięli dużo drzew, tam zatrzymał konia.
– Jeżeli dobrze pamiętam, co opowiadali ludzie, to musi być już niedaleko – pomyślał.
Schował się za gęstymi krzakami i czekał. Nie minęła godzina, jak na polanie pojawiła się złotowłosa dziewczyna. Jej piękność przewyższała zasłyszane na jej temat opowieści. Książę postanowił ją śledzić.
Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy dotarłszy na polanę nieopodal pieczary zobaczył wielkiego węża posilającego się w towarzystwie dziewczyny. Kiedy dziewczyna została sama, a wąż udał się do pieczary na sjestę, książę wyskoczył zza krzaków i rzekł.
– Zaklinam ciebie na Allacha, powiedz o pani czyś jest wróżką czy człowiekiem śmiertelnym jak ja.
– Jestem człowiekiem śmiertelnym tak jak i ty panie – odpowiedziała Jedjiga. – Jestem również córką węża – rzekła i opowiedziała mu swoją historię.
Książę powrócił do pałacu, ale jego myśli pozostały przy złotowłosej dziewczynie, którą spotkał w lesie. Nie mógł myśleć o niczym innym, nie jadł, nie pił i nie spał. Przez wiele dni nie opuszczał swojej komnaty. W końcu oznajmił swoim rodzicom, że nie odzyska chęci do życia póki nie poślubi pięknej córki węża. Cóż było robić. Chcąc nie chcąc król i królowa musieli wyrazić zgodę na to małżeństwo.
Uradowany książę niezwłocznie wyruszył do pieczary do ukochanej.
– Całym sercem kocham twoją córkę o panie – zwrócił się do węża – i pragnę by została moją żoną.
Długo myślał wąż, zanim przemówił, ku zdziwieniu księcia, ludzkim głosem.
– Siedem lat temu przygarnąłem tą oto dziewczynę i pokochałem jak rodzoną córkę. Droższa jest mi niż życie, ale widzę młodzieńcze, że kochasz ją szczerze, więc powierzę ją twojej opiece. W zamian musisz mi tylko w podarować bukłak świeżej krwi.
– Pamiętaj – zwrócił się do Jedjigi – skoro opuścisz mój dom, opuścisz go na zawsze i nie będzie dla ciebie tutaj powrotu.
Uszczęśliwiona Jedjiga spakowawszy swój skromny dobytek wyruszyła z księciem, którego również pokochała od pierwszego wejrzenia. Nie ujechali daleko, kiedy Jedjiga zauważyła, że nie zabrała z domu swojego ulubionego grzebienia.
– Muszę po niego wrócić – rzekła do ukochanego – to nie potrwa długo. Poczekaj tu na mnie.
Kiedy tylko weszła do pieczary, zobaczyła swojego ojca pijącego świeżą krew.
– Nie posłuchałaś mojego rozkazu. Pożałujesz swojego powrotu Jedjigo – słowa, które usłyszała od swojego przybranego ojca napełniły trwogą jej serce.
Zasmucona powróciła do swojego księcia. Hucznie na zamku powitano młodych. Wkrótce odbyły się zaślubiny młodej pary.
Nie minął rok, a młoda księżna tuliła w swoich ramionach pięknego chłopczyka. Chłopczyka o włosach złotych jak słońce i rysach delikatnych jak rysy jego matki. Radość zapanowała w królewskiej rodzinie. Nie minęło jednak 40 dni, a pewnej nocy maleńki książę zniknął z kołyski. Wielka była rozpacz młodej księżnej i jej męża. Chłopiec zaginął bez śladu.
Minęło osiem lat. Jedjidze i księciu urodziło się jeszcze 6 niezwykłej urody chłopców. Każdy z nich jednak w tajemniczy sposób znikał z kołyski, gdy mijało 40 dni jego życia.
– Żona księcia jest czarownicą. Czego innego można się spodziewać od córki węża? – szeptano w królestwie. – Książę powinien oddalić jak najszybciej Jedjigę i ożenić się po raz drugi.
Książę jednak nie chciał o tym słyszeć. Kochał swoją piękną żonę i, tak samo jak ona, cierpiał nad stratą swoich synów. Pewnego dnia Jedjiga rzekła do księcia.
– Zaprowadź mnie do pieczary, gdzie mieszkałam z moim ojcem.
Jak wielkie było ich zdziwienie, kiedy zbliżywszy się do pieczary zobaczyli 6 złotowłosych chłopców baraszkujących wesoło. Siódmy, najmłodszy siedział na kolanach u rozpromienionego starca.
– Nie szukajcie więcej węża – odrzekł starzec – czar prysnął, wąż, na którego przypadkowo nastąpiłem, zdechł i jego zaklęcie nie ma już nade mną władzy. Odzyskałem swoją dawną postać.
Starzec zaczął swoją opowieść.
– To było wtedy, gdy wróciłaś do pieczary i zobaczyłaś mnie pijącego krew. Picie krwi wszakże jest zakazane przez Allacha, ale dotyczy to rodzaju ludzkiego. Ja zaś byłem wężem. Wężem, symbolizującym wszelkie zło, ale wężem o ludzkich uczuciach. Chciałem ciebie ukarać za moje upokorzenie, dlatego też zabrałem wam synów. Nigdy jednak nie chciałem im zrobić żadnej krzywdy. Kocham waszych synów jak rodzone dzieci i opiekowałem się nimi tak samo troskliwie jak tobą Jedjigo – moja córko.
– Książę – kontynuował starzec – jesteś prawym człowiekiem. Przez te wszystkie lata nie wyparłeś się mojej córki, mimo że starano cię przekonać, że jest czarownicą i córką nieczystej siły. Dochowałeś jej wierności i przez te wszystkie lata nigdy nie wątpiłeś w jej dobre serce. Zwracam ci z radością twoich pięknych synów. Wracajcie do domu i cieszcie się odtąd waszym szczęściem.
Nie muszę chyba wam mówić, że dla Jedjigi skończyły się wszystkie cierpienia. Sława jej imienia niosła się po całym kraju. Była matką złotowłosych książąt, piękniejszą niźli blask księżyca.
Na podstawie bajki arabskiej “Piękniejsza niźli blask księżyca”
ilustracje Agnieszka Cieślikowska