Jakie są pierwsze skojarzenia na dźwięk nazwy miasta “Ha Noi”? Prawdopodobnie, jako stolica Wietnamu, jest ono utożsamiane z całym państwem, a zatem na myśl mogą przychodzić takie tytuły, jak: “Czas apokalipsy”, “Full metal jacket”, “Pluton”, “Łowca jeleni”. Mogą teżsię kojarzyć z hasłami: Indochiny, Francja,  konferencja genewska, liczba 17, Sajgon (również jako synonim bałaganu), sierp i młot oraz obraz mile uśmiechającego się staruszka Ho Chi Minha. Do tego mogą jeszcze dojść: współcześnie kojarzony z Wietnamczykami – handel, Stadion Dziesięciolecia, sajgonki, handel i jeszcze raz handel. Bardziej wtajemniczeni wiedzą zapewne także o okupacji chińskiej sprzed wieków i historii Thang Long (miasta Wzlatującego Smoka), tradycji konfucjańskiej i nabożności synowskiej xiao, moście Long Bien nad Rzeką Czerwoną i Alexandre Gustave Eifflu, WHO i roku 2007, Alexandre de Rhodes i alfabecie wietnamskim.

Tymczasem w swoim artykule, chciałabym odciąć się od tych powszechnych skojarzeń i pokazać Ha Noi takim, jakie mnie zaskoczyło, to jest Ha Noi jako miasto tętniące kulturą, miasto o wielu obliczach. Nie twierdzę oczywiście, że atrakcje rekomendowane przez przewodniki turystyczne nie są warte uwagi. Wprost przeciwnie, im także należy poświęcić kilka wersów, ale to właśnie w niepopularnych miejscach Ha Noi najłatwiej jest się zakochać.

Spośród wszystkich atrakcji turystycznych Ha Noi, szczególną sympatią darzę Muzeum Etnograficzne. Może dlatego, że jako nieliczne z muzeów jest w stanie przyprawić o rumieniec wstydu damy pozujące na tle drewnianych penisów, o ogromnych rozmiarach.

Oprócz tej nie lada atrakcji, muzeum może się poszczycić także innymi znakomitymi eksponatami: ubraniami, biżuterią, przedmiotami codziennego użytku, filmami przedstawiającymi scenki rodzajowe, obrazami, zdjęciami i mapami lokalizujących rozmieszczenie 54 grup etnicznych zamieszkujących Wietnam. Z kolei za murami budynku stworzono małą wioskę z autentycznymi chatami grup Dao czy H’’mongów.

Ciekawym zjawiskiem jest również muzeum wodza-przewodnika Wietnamu – Ho Chi Minha, będące jednocześnie pomnikiem upamiętniającym walki rewolucyjne Wietnamczyków przeciwko obcemu elementowi imperializmu. Absurd tego miejsca został opisany w artykule “Od świtu do zmierzchu” (link do artykułu), dlatego tu jedynie o nim przypominam.

W trakcie wędrówki po kulturalnych ścieżkach Ha Noi, nie można zapomnieć o mauzoleum Ho Chi Minha, które swym rozmachem przypomina grobowiec Mao na placu Niebiańskiego Spokoju czy Lenina na Placu Czerwonym.

Trójkąt obligatoryjnych atrakcji na placu Ba Dinh, obok muzeum i mauzoleum Ho Chi Minha, zamyka słynna pagoda na jednym filarze – według mnie – przereklamowana. Natomiast godnym polecenia miejscem jest Muzeum Sztuk Pięknych, które poprzez dzieła sztuki przedstawia w porządku chronologicznym historię Wietnamu. Co więcej, oprócz ekspozycji stałych, zdarzają się również tak ciekawe wystawy, jak na przykład cykl rycin Francisco de Goya pt. “Okrucieństwa wojny” czy odczyty artystów światowej sławy. Na znudzonych spacerami po muzealnych piętrach czeka kawiarnia, z ogródka której można, przy zimnym koktajlu z marakui i odrobinie szczęścia, podziwiać eksponaty wystaw czasowych.

Co Lao

Ale Ha Noi to nie tylko muzea, w których jedynie zza gabloty można oglądać ślady przeszłości, lecz również żywe skamieliny, które można dotknąć, powąchać i zbadać. Biorąc pod uwagę to, że w przyszłym roku miasto Ha Noi będzie obchodziło tysiąclecie istnienia, imponująca wprost ilość pomników historii nie powinna dziwić. 

Czas na historyczną dygresję. Za protoplastę Ha Noi uważa się cytadelę Co Lao w kształcie spiralnej, ślimaczej skorupy, której pozostałości nadal można podziwiać. Motywacją króla An Duonga do wzniesienia fortyfikacji obronnej, obwarowanej dodatkowo fosą, był strach przed zbliżającą się chińską armią cesarza Trieu Da. Rzecz miała miejsce w III w. p.n.e. Według legendy złoty żółw pomógł królowi pokonać złe demony, które nocami starały się udaremnić zakończenie prac budowlanych. Odchodząc, żółw wręczył królowi swój złoty pazur, z którego wykonano cudowną kuszę.

Jedna jej strzała zabijała tysiąc wrogów. To właśnie za jej sprawą chiński cesarz nie mógł zdobyć wietnamskiej stolicy. Nie dając jednak za wygraną, Trieu Da postanowił uciec się do podstępu i zaproponował przypieczętowanie pokoju małżeństwem swojego syna – Trong Thuy i wietnamskiej księżniczki – My Chau. Pomimo tego, że związek oparto na nieszczerych zamiarach, miłość jaka połączyła młodych była czysta. Dylemat moralny utrudnił, ale nie uniemożliwił Trong Thuyowi wypełnienie misji wykradzenia magicznej kuszy. Gdy Co Lao, pozbawione boskiej broni, stało się bezbronne, chińska armia zwycięsko je najechała. Przerażony An Duong zabrał córkę i uciekł. Tymczasem księżniczka, która nadal kochała męża, pozostawiała za sobą pawie pióra, by ukochany mógł ją odnaleźć. Gdy ojciec odkrył zdradę, odciął My Chau głowę, a sam nie mogąc pogodzić się z hańbą, utopił się w nurtach Rzeki Czerwonej. Trong Thuy po ptasich śladach odnalazł ciało żony i pochował w Co Lao, sam zaś zakończył żywot w pobliskiej rzece.

Nauka płynąca z tej smutnej historii o miłości jest przestrogą, by nie przedkładać niczego ponad lojalność wobec państwa i obowiązków wobec ojca. Jednak archeolodzy dopatrują się czegoś więcej niż tylko moralnego pouczenia, i nie uważają legendy za całkowicie wyimaginowaną. Otóż, w trakcie wykopalisk w południowych rejonach Chin, jak również w Co Lao odkryto, datowane na czasy króla An Duonga i księżniczki My Chau, pozostałości “automatycznej” kuszy, która raz za razem miotała brązowe bełty.

Przez kolejne wieki chińskiego panowania, dzisiejsze Ha Noi zmieniało nazwę wiele razy: Tong Binh, Long Do, Dai La. Dopiero w 907 r. n.e., po prawie tysiącletniej okupacji chińskiej, zaświeciło słońce dla niepodległościowej myśli Wietnamczyków – upadek dynastii Tang. Kolejny wiek to czas chaosu, ustanawiania władzy i systemu rządów, które miały zastąpić stary porządek. To czas walk o dominację między wietnamskimi generałami, samozwańczymi cesarzami a wodzami sąsiednich państw. To okres mordów na dworze i władzy małoletnich regentów. Datą, od której Wietnamczycy liczą wiek Ha Noi oraz początek względnej stabilizacji w kraju jest rok 1010. Wtedy to na wietnamskich ziemiach zapanowała dynastia Ly, a stolicę nazwano Thang Long na cześć wzlatującego smoka, którego cesarz zobaczył nad wodami Rzeki Czerwonej. Blisko cztery wieki później, Thang Long zdegradowano do miana Wschodniej Stolicy (Dong Do), a miasto Thanh Hoa obwieszczono główną, Zachodnią. Jednym z kolejnych wcieleń Ha Noi było piętnastowieczne Dong Kinh, znane później Europejczykom jako Tonkin. Francuska administracja rozciągnęła nazwę stolicy na całą północną część Wietnamu, ustanawiając nad nim protektorat Annamu i Kochinchinę. Interesujący jest również fakt, iż Dong Kinh, w swoim znaczeniu literalnym i chińskim zapisie, odpowiada japońskiemu Tokio. Swoją dzisiejszą nazwę – Pomiędzy Rzekami albo Wewnątrz Rzek, Ha Noi zawdzięcza dynastii Nguyen. Począwszy od przełom XIX i XX wieku, Ha Noi nieustannie przechodziło z rąk do rąk. Od francuskich, przez japońskie i wietnamskie, aż do czasu, gdy w roku 1954 zostało przyłączone do komunistycznej Północy.

Przypomniawszy kilka podstawowych faktów z dziejów Ha Noi, bardziej świadomie możemy zwrócić się w stronę  kulturalnych relikwii na ulicach miasta. Miejscem uważanym za symbol Ha Noi, który swym historycznym znaczeniem wzbudza uzasadniony zachwyt jest Świątynia Literatury (Van Mieu).

 

Świątynia literatury

Wedle piętnastowiecznej kroniki historycznej Wietnamu, Van Mieu powstała “jesienią, roku Canh Tuat (1070), ósmego miesiąca kalendarza księżycowego, podczas panowania króla Ly Thanh Tong”. Pierwotnie świątynia wzniesiona ku czci Konfucjusza pełniła tylko funkcje religijną, po siedmiu latach istnienia, zaczęła odgrywać także rolę edukacyjną. W kompleksie świątynnym powstał  pierwszy Narodowy Uniwersytet (Quoc Tu Giam). Szkoła była przeznaczona tylko  dla przedstawicieli wyższych klas społecznych i rodu królewskiego. Egzaminy cechował niezwykle wysoki stopień trudności, co w połączeniu z rekrutacyjną cenzurą, zaowocowało zaledwie 2 313 absolwentami w czasie siedmiu wieków działania uniwersytetu. Dla uhonorowania tych nielicznych, wybitnych jednostek, cesarz Le Thang Tong postanowił uwiecznić ich nazwiska wraz z datami urodzenia na kamiennych stelach wzniesionych na żółwich grzbietach. Ze 116 takich tablic, do dziś, zachowały się tylko 82.

Żółwie w świątyni literatury

Co więcej, Świątynia Literatury nie jest jedynie martwym reliktem nauk Konfucjusza. Dla mnie osobiście jest przykładem miejsca, w którym rozgrywają się ważne dla miasta wydarzenia, stanowiące próbę ożywienia przeszłości, nadania jej głębszego sensu. Taki właśnie cel osiągnęły władze miasta przy współpracy z ambasadą Włoch. W grudniu 2008 roku odbył się pokaz filmowy, na jednym z jej pięciu dziedzińców, na ścianie bocznej świątyni prezentowano dzieła Silvio Soldiniego “Bread and tulips” i “Days and clounds”.

Krzesła nakryte, na podobieństwo widm błądzących po świątyni, białym kawałkiem obszernej tkaniny, retrokamera, z której puszczano włoskie filmy oraz grzane wino, ocieplające zmarznięte od grudniowego wieczoru dłonie – stworzyły wręcz magiczny klimat. Właśnie takie niepowtarzalne uczucia, towarzyszące wyjątkowemu, kulturalnemu wydarzeniu kojarzą mi się z Ha Noi, do którego już zawsze będę żywiła sentyment.

Jednak pierwsze, tak wyjątkowe wrażenie wywarła na mnie muzyka. Po  około dwóch, trzech tygodniach pobytu w Ha Noi, kiedy już zdążyłam doświadczyć “uroków” miasta: tysięcy skuterów i motorów pędzących jego ulicami, – niesamowitego hałasu silników i klaksonów, tłoku na chodnikach oraz obawy utraty życia przy każdej próbie przejścia na drugą stronę ulicy – zaczęłam odczuwać wewnętrzny chaos i bałagan. Wtedy, jak z nieba, spadła Wietnamska Narodowa Orkiestra Symfoniczna. W pewien październikowy wieczór, Instytut Francuski “L’’Espace”, mieszczący się nieopodal najbardziej popularnego jeziora w Ha Noi – Hoan Kiem, zorganizował koncert Straussa i Schoenberga. Owo centrum francuskiej kultury jest najprężniej działającą w Ha Noi instytucją, która, poprzez filmy, koncerty, odczyty czy wystawy, umożliwia zapoznanie się ze sztuką Francji i Wietnamu. Ważne jest przy tym, że większość z tych wydarzeń sponsorowana jest przez ambasadę Francji bądź Unię Europejską, co pozwala nawet biednemu wietnamskiemu czy polskiemu studentowi na częste w nich uczestniczenie. 

Drugim, godnym polecenia miejscem, schowanym w bramie z rozwieszonymi sznurami z praniem, rozrzuconymi zabawkami i owocami wystawionymi na sprzedaż – jest kameralne kino – Cinematheque.

Wejście do Cinematheque

Program tego jednosalowego kina jest tematyczny i niezmiennie bardzo interesujący. Wśród jego punktów znaleźć można dzieła kina peruwiańskiego (z uhonorowanym wieloma nagrodami filmem “Madeinusa” włącznie), francuskiego, chilijskiego, brytyjskiego – (np. film “Urban tales”) czy niezależnego kina amerykańskiego (wraz z “Ty i ja i wszyscy, których znamy”). Na ekranie Cinematheque obejrzeć można także filmy z Afryki Północnej, obrazy o tematyce gangsterskiej (z obowiązkowymi poszczególnymi częściami “Ojca chrzestnego” i “Chłopcami z ferajny”), dzieła kina hiszpańskiego (połączone osobą aktorki Eulalii Ramón), następnie – filmy poświęcone problemowi HIV/AIDS (m.in. “Anioły w Ameryce”), dzieła indyjskie, filmy dla dzieci, dokumentalne obrazy o Wietnamie, filmowe wspomnienia zmarłych aktorów i reżyserów czy wreszcie pokazy filmów aktualnie nominowanych do Oskara. Bogactwo prezentowanych filmów jest imponujące. Piętro nad kinem zajmuje niesamowicie urokliwy hotel z zaledwie kilkoma pokojami. Cinematheque dzieli z hotelem patio, na terenie którego znajduje się mała restauracja. Serwuje ona, co prawda, głównie potrawy kuchni europejskiej z nielicznymi wietnamskimi elementami, niemniej wystrój miejsca tworzy niezapomnianą atmosferę. Pośrodku niewielkiego dziedzińca rośnie olbrzymie drzewo, na którym, podobnie jak wokół całego patio, porozwieszane są sznury małych lampek, podkreślających nocą romantyczny nastrój miejsca. Goście zasiadają pośród starych plakatów filmów takich, jak “Dawno temu w Ameryce”, “Czarodziej z krainy Oz” czy “Rambo”. Nastrój potęgują dodatkowo reprodukcje dzieł Fridy Kalho oraz czarnobiałe fotografie przedstawiające pionierów kina wietnamskiego.

Kolaż filmowy

Innym miejscem, które w równie ciekawy sposób podejmuje inicjatywy kulturalne jest Instytut Goethego. Pośród wielu wystaw organizowanych przez centrum kultury niemieckiej, na uwagę zasługuje malarstwo Le Quang Ha. Jest to przerażająca wizja życia tchniętego w wyrzucone maszyny, porzucone, stare pojazdy, martwe drzewa, obdrapane budynki. Te niepotrzebne nikomu rzeczy, industrialne śmieci ożywiono, scalając je z postaciami ludzkimi, w efekcie czego powstały cyborgi. A nad wszystkimi obrazami unosi się duch totalitaryzmu, kontroli, agresji i wynaturzenia. Wystawa ta silnie zapadła mi w pamięć.

Nieco lżejsze przesłanie niosły ze sobą przedwojenne filmy niemieckie oraz kolaż filmowy poświęcony mniejszościom etnicznym na północy Wietnamu, któremu towarzyszył odczyt o tej samej tematyce.

Oprócz Świątyni Literatury bardzo lubię most Long Bien.

most

Most

Zbudowany w 1903 roku według projektu Gustava Eiffla łączy dwie części Ha Noi, podzielone korytem Rzeki Czerwonej. W czasie rządów administracji francuskiej, a później w okresie wojny z Amerykanami, most ten odgrywał kluczową rolę jako jedyne wówczas połączenie z portem w Hai Phong. Dziś jedną stroną mostu jeżdżą rowery i skutery, drugą zaś mniej liczne samochody. Pod mostem natomiast, na bardzo obszernych, żyznych terenach pomiędzy głównym nurtem rzeki a sztucznym kanałem żyją najbiedniejsi mieszkańcy Ha Noi. Mogą tam uprawiać ziemię, paść krowy i sprzedawać swoje produkty na pobliskim targu. W czasie świąt w stolicy Wietnamu panuje zwyczaj puszczania z mostu lampionów, unoszących się dzięki gorącu płynącemu z zamontowanej wewnątrz świeczki. Widok unoszących się na tle nocnego nieba “duchów” robi niesamowite wrażenie.

Most Long Bien jest również miejscem wielu wydarzeń kulturalnych. Największe z nich – “Festiwal Sztuk – Long Bien” – odbywa się w październiku. Historia mostu i miasta, wydarzenia i osoby z nimi związane są przedstawiane za pośrednictwem obrazów, zdjęć, rzeźb, muzyki, filmu i jedzenia. Przez 48 godzin most i jego okolice są wyłączone z ruchu drogowego i zdominowane przez pieszych. Festiwal ten stanie się pierwszym wydarzeniem kulturalnym, które rozpocznie roczny cykl imprez, upamiętniających tysiącletnią historię  “Thang Long – Ha Noi”. Ich niezapomnianym zwieńczeniem będą zapewne obchody 10 października 2010 roku, w których koniecznie muszę wziąć udział.  

Tekst i zdjęcia: Maria Kotowska

 

Sfinansowano ze środków Europejskiego Funduszu na rzecz Integracji Obywateli Państw Trzecich i budzetu panstwa.

 

flaga